TEXT AVAILABLE ALSO IN ENGLISH
DISPONIBLE TAMBIÉN EN ESPAÑOL
Molochu, witaj ponownie! W Delhi jest sporo do zwiedzenia, trzeba więc wybierać. Wstępy nie są drogie, ale jak w wielu innych krajach Azji, dla turystów o wiele wyższe niż dla tubylców.
Lal Qila (Red Fort, Czerwony Fort) – wpisany na listę UNESCO (wt-nd od wschodu do zachodu, wstęp 250 INR; godzinne widowisko „sound & light” wieczorem płatne dodatkowo). Jeśli ktoś zwiedził fort w Agrze, ten w Delhi może sobie odpuścić.
Jama Masjid (Wielki Meczet, Meczet Piątkowy) – największy w Indiach; niedaleko fortu (codziennie 7-12.15 i 13.45-do 30 minut przed zachodem słońca; wejście gratis!, hm, jedynie za wspięcie się na minaret trzeba zapłacić 20 INR; za to fotografowanie kosztuje aż 150 INR!). Jeśli ktoś przyjdzie w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach, dostanie „gustowne” okrycie i będzie paradował po dziedzińcu niczym niedorobiony batman, tyle że kolorowy.
(Meczet Piątkowy jest na zdjęciu wprowadzającym do tego postu.)
Kompleks Kutub Minar |
Chandni Chowk – główna ulica Old Delhi (starego miasta, które ma charakter muzułmański), przy której znajdują się świątynia Digambara – najstarsza świątynia dźinijska i Jain Bird Hospital – szpital dla ptaków. Podobno ciekawy. Nie wiem, nie wchodziliśmy.
Sisganj Gurudvara – świątynia sikhijska; nie wchodziliśmy, bo widzieliśmy już podobną w Gwaliorze.
Jantar Mantar – obserwatorium astronomiczne; niedaleko Connaught Place (codziennie 10-18; wstęp 100 INR; nie warte tej ceny). Nie wiem dlaczego w przewodnikach opisują je przymiotnikiem „ogromne”.
Nizamuddin Auliya Dargah – grobowiec XIV-wiecznego sufickiego męża świątobliwego Hazrata Nizamuddin Aulia. Teoretycznie bezpłatnie, ale oczekują datków.
Humayun’s Tomb – grobowiec mogolskiego cesarza Humajuna z XVI w., na liście UNESCO; u zbiegu Lodi Rd i Mathura Rd. (codziennie od wschodu do zachodu; wstęp 250 INR).
Wrota Indii
|
National Museum of India (Muzeum Narodowe Indii, czynne wt-nd 10-17; wstęp 300 INR, aparat dodatkowo 300 INR). W folderze opisali je jako zbiór dzieł sztuki, więc dajemy sobie spokój.
National Railway Museum (Narodowe Muzeum Kolei; czynne wt-nd 9.30-19.30; wstęp 10 INR); niedaleko budynków prezydenckich; kiedy wreszcie znajdujemy drogę, naprzeciwko wybiegają wyjątkowo nieprzyjemne małpy. W tył zwrot!
Lakshmi Narajan Mandir (Świątynia Lakśmi, nazywana też Birla Temple); blisko Connaught Place; przepiękna, choć na nasz gust trochę kiczowata. Szkoda, że wewnątrz nie wolno robić zdjęć.
Swaminarayan Akshardham – kompleks świątynny zbudowany kilkadziesiąt lat temu przez jakiegoś przebogatego Hindusa. Co z tego, że nie zabytkowy? Ale za to jaki piękny! Niestety, nie wolno tu robić zdjęć.
Świątynia Lakshmi
|
Nieuchronnie zbliża się koniec wakacji. Czas na zakupy. Codziennie biegamy na kramy. Naprawdę fajne tu mają ciuchy. I jak na naszą kieszeń tanie. Że się rozlecą po miesiącu? Za taką cenę? Nie rozleciały się, jeszcze w nich chodzę. Mają świetnie spodnie, bluzy, koszule. Mnóstwo fasonów i kolorów. Nic dziwnego, ponad miliard ludzi, jest dla kogo produkować.
Niemal na każdym rogu jest księgarnia albo stoisko z książkami. Mają dosłownie wszystko. Gorzej jest z płytami CD. Jak na tutejsze warunki są drogie (200-400 rupii, czyli 15-30 zł), więc wybór nie jest za duży. Za to wybór filmów na DVD – czego dusza zapragnie. Jeśli ktoś chce jeszcze oszczędzić, może poszukać znacznie tańszych piratów, tylko po co, skoro oryginały są w zasięgu naszych kieszeni. Ja przywiozłem sobie prawie wszystkie wydania indyjskie mojej ulubionej Madonny. Jeden kosztował mnie średnio równowartość 22 zł. Udało mi się też kupić album Ricky'ego Martina za 18 zł i DVD z filmem „My Name Is Khan” („Nazywam się Chan”) za 25 zł.
Nadchodzi sobota 6 listopada, ostatnia kolacja. Już zaczynamy wspominać i... planować następne wakacje. Ale szybko do łóżek, o czwartej rano musimy być na lotnisku. Przechodzimy przez kilka odpraw. Tu stempel, tam bramka, tu jeszcze jedna, a na koniec jeszcze jakaś pani zagląda nam do plecaczków, z którymi idziemy do samolotu. Łącznie przy odprawianiu nas spotkaliśmy 16 osób. Może to dobry sposób na bezrobocie?
Samolot podstawiony na czas. Trochę śpimy, trochę czytamy, pijemy kawę, jemy co nieco. I znowu to koszmarne lotnisko w Moskwie. Tym razem udaje nam się – co prawda za trzecim razem, ale jednak – wymienić trochę pieniędzy w automacie. Możemy coś zjeść i wypić. Tylko te ceny! Jeśli ktoś wam mówi, że Moskwa jest droga, kłamie. Moskwa jest piekielnie droga.
Wreszcie w samolocie. W Warszawie lądujemy parę minut po 18. Witaj, szara rzeczywistości. Następne wakacje za rok.
Niezbędne wydatki
Wszystko zależy od tego, jakim kto dysponuje budżetem i czy bardzo chce mu się biegać za tańszymi opcjami.
Przejazd rikszą ulicami Old Delhi to niezapomniane przeżycie
|
Jedzenie: śniadanie można zjeść za 40 rupii, można za 400, podobnie obiad – raz wydałem 80 rupii, innym razem 250, a bardziej wykwintny (objadłem się do syta + woda, kawa i piwo) – 400. Mała woda mineralna kosztuje w sklepie 10-15 rupii, fanta itp. 25-30; kawa w lokalu 15-80.
Transport: Trudno pisać o cenach rikszy i tuk-tuka, bo zależy od miasta, trasy i tego czy są korki, oraz oczywiście od czynnika zwanego „naciągactwem”. Krótkie dystanse w Delhi, na przykład z Paharganj do Connaught Place, powinny kosztować 30-40 rupii.
Ceny biletów i wstępów do atrakcji turystycznych podałem przy każdej z nich.
Przeczytaj również
Indie (2012), cz.1: New Delhi
Indie (2012), cz.2: Agra
Indie (2012), cz.3: Gwalior
Indie (2012), cz.4: Orcha
Indie (2012): cz.5: Goa
Indie (2012): cz.6: Mumbaj