TEXT AVAILABLE ALSO IN ENGLISH
DISNPONIBLE TAMBIÉN EN ESPAÑOL
Dojeżdżamy przed szóstą rano. Czas na pierwszą kawę w kafejce przy dworcu i poszukiwanie taniego noclegu. Taniego? W Mumbaju? No cóż, tanio nie było, ale za to przy głównej ulicy, niedaleko Wrót Indii. Coś za coś. No i na wejściu dostaję propozycję zagrania w filmie, za całe 300 rupii (jakieś 18 zł) za dzień zdjęć. Przyznam skromnie, że mnie to trochę połechtało. Potem jeszcze na ulicy zaczepia mnie jakaś dziewczyna, szuka ludzi do filmu. Mnie? Po chwili rozmowy okazuje się, że kręcą w studiach pod Mumbajem film, którego akcja rozgrywa się w Europie i potrzebują białych statystów... Jednak się nie decyduję. A może jednak warto by było. Ilu moich znajomych grało w hinduskiej superprodukcji?
Warto wiedzieć
Większość pociągów ze środkowych Indii przyjeżdża na Victoria Terminus (Victoria Station, zwana też Chatrapati Shivaji Terminus), jakieś 10 minut taksówką do dzielnicy Colaba, gdzie zatrzymuje się większość turystów. Pociągi z północy przyjeżdżają na Mumbai Central Station.
Po mieście kursują żółte taksówki z licznikami, w których nie trzeba się targować o cenę, a płaci się wielokrotność stawki za kilometr, według specjalnej tabeli przeliczeniowej. (Jesienią stawki były następujące: 13 INR za pierwsze 1,6 km i 8,50 INR za każdy następny kilometr; za każdy większy bagaż dodatkowo 5 INR.) My jednak swoim zwyczajem wolimy się targować i ustalić cenę z góry, bo jak nie znasz miasta, nigdy nie wiesz, kto którędy cię obwiezie. Przynajmniej mamy pewność, że pojedziemy najkrótszą/najszybszą trasą. W centrum Mumbaju nie ma autoriksz, na obrzeżach – tak.
Przewodniki i fora turystyczne radzą zatrzymać się w południowej części Mumbaju, od Mahim Creek po Colabę, gdzie znajdują się Wrota Indii. Dzięki temu do większości atrakcji można dotrzeć pieszo. Ale trzeba od razu zaznaczyć, że tanio nie będzie, bo Mumbai to najdroższe miasto w Indiach.
Główna siedziba Government Of India Tourist Office mieści się przy 123 Maharishi Karve Road, niedaleko dworca Churchgate (pn-pt 8.30-18, sb 8.30-14). Ledwo ją znajdujemy, bo budynek akurat jest w remoncie i biuro przeniesiono. Kogo nie pytamy, kieruje nas do kas biletowych dla obcokrajowców. Pani w biurze, owszem miła i uśmiechnięta, ale ciągle przypomina, że Mumbai to miasto finansów i biznesu. Za to upewnia nas, że w parku narodowym Bolivari na obrzeżach miasta są lwy i tygrysy. No to pojedziemy.
Zwiedzanie
Posągi w jednej z grot na wyspie Elephanta |
Wyspa Elephanta – jakieś 9 km od Mumbaju, wpisana na listę UNESCO, są tu groty z posągami buddyjskimi. Promy wypływają co pół godziny spod Wrót Indii; między 9 a 14.30 (bilet: 120 INR; wstęp do grot: 250 INR). Ale uwaga! Zwiedzanie mogą uprzykrzyć wszędobylskie małpy, stając turystom na drodze i zabierając im co tylko się da. Wyjechaliśmy stamtąd zniesmaczeni zachowaniem przewodników, zachęcających wręcz małpy do tych psot. Opuściliśmy wyspę po obejrzeniu zaledwie dwóch grot.
Wrota Indii (Gateway of India) – najsłynniejszy z miejskich zabytków to właściwie skwer, na którym roi się od naciągaczy. Obok stoi najbardziej chyba znana budowla miasta, hotel Taj Mahal. Wrota można sobie obejrzeć za darmo. Robimy tu sporo fotek.
Prince of Wales Museum (Chatrapati Shivaji Maharaj Vastu Sangrahalay, wt-nd 10.15-18.00; 300 INR). Podobno najlepsze muzeum w Mumbaju, prezentujące historię i kulturę Indii. Nie byliśmy, buntując się przeciwko różnicom cen dla turystów i tubylców.
Z muzeum można się wybrać na przechadzkę w stronę Flora Fountain w ścisłym centrum lub Colaba Causeway; niedaleko fontanny Martyrs’ Memorial jest okazały gmach Sądu Najwyższego i ratusz. Wieczorem można pospacerować Marine Drive. Ciekawy jest sam dworzec Victoria Terminus (Chatrapati Shivaji Terminus), jeden z najcenniejszych zabytków kolonialnego Mumbaju.
Inne polecane przez przewodniki obiekty: sefardyjska synagoga Kenentha Eliyahoo, Watcha Agary – świątynia ognia parsów; Afghan Memorial Church of St. John Evangelist, Babu Amicand Panalal Adishwarji – świątynia dźinijska; Dhobi Ghat – pralnia pod gołym niebem; Mahalakshmi Temple – świątynia Lakśmi; meczet haddźiego Alego.
Gandhi National Park (zwany też Bolivari National Park; wstęp: 20 INR) znajduje się na północnych obrzeżach miasta, strasznie daleko. Kupujemy bilet na „safari” (dziwnie tanio: 30 INR). Pakują nas do okratowanego busa. Po drodze mijamy jednego (słownie: jednego) tygrysa w klatce i jednego lwa poza klatką. Najpierw myślimy, że jest wypchany, ale rusza lekko ogonem, więc chyba jest żywy.
Podczas tzw. safari w parku Bolivari można zobaczyć śpiącego lwa |
Bolivari to największy niewypał tej wyprawy. Jedzie się tam taksówką ponad godzinę, a jedyną atrakcją po drodze są poprzylepiane gdzie tylko się da slumsowate domostwa. Trzeba zaznaczyć, że Mumbaj jest ogromny i na jakiekolwiek dojazdy trzeba zarezerwować sporo czasu.
Wracamy pociągiem, nawet nie ma tłoku, bo to jeszcze nie godziny szczytu. Wychodzi kilkanaście razy taniej.
W planie mamy jeszcze Puszkar, na wschodnim skraju pustyni Thar, ze świętym jeziorem, ale niestety nie udaje nam się dostać biletów na pociąg i musimy się obejść smakiem i zdjęciami w folderze. Z Mumbaju wracamy więc na prawie cały tydzień do New Delhi. Znowu noc w pociągu. Wyruszamy 30 października, w sobotę tuż przed piątą po południu (bilet: ok. 1500 INR). Do Delhi docieramy w niedzielę po ósmej rano.
Przeczytaj również:
Indie (2012), cz.1: New Delhi
Indie (2012), cz.2: Agra
Indie (2012), cz.3: Gwalior
Indie (2012), cz.4: Orcha
Indie (2012): cz.5: Goa
Indie (2012): cz.7: New Delhi - ponownie